Ta niewielka wyspa o długości 16, a szerokości 8 km jest jednym z najbardziej wyizolowanych zamieszkanych skrawków ziemi. Położona na środku południowego Atlantyku jest zdana tylko na siebie. Nie da się do niej dolecieć, gdyż nie ma lotniska, a jedynym sposobem na dotarcie do niej jest 5-dniowa podróż statkiem z Cape Town w Republice Południowej Afryki. Rejsy na wyspę obsługuje tylko jeden statek, który przewozi mieszkańców, wszelkie potrzebne do życia towary oraz nielicznych turystów. Turystów jest faktycznie niewielu, a na wakacje w takim miejscu potrzeba długiego urlopu, gdyż statek zawija średnio raz w miesiącu. Na wyspie nie ma telefonii komórkowej, a internet i telewizja dostarczane poprzez jednego satelitę zależne są od eksplozji na słońcu. Nie ma tu również przestępczości, nie zamyka się drzwi od domu, a kluczyki zostawia w samochodzie. Wyspa liczy ok. 4200 mieszkańców mówiących o sobie „Święci” (Saints). Najsłynniejszym z nich (choć wcale nie z wyboru) był Napoleon Bonaparte, który spędził tu na wygnaniu ostatnie sześć lat swojego życia. Brzmi znajomo? Tak, to Wyspa Św. Heleny – wulkaniczny kawałek lądu wśród bezkresu oceanu. Miejsce, które zatrzymało się w czasie. Technologicznie stara się być na bieżąco i próbuje doganiać świat, ale ze względu na położenie geograficzne nie może nadążyć. Tu nie złoży się zamówienia przez internet, które następnego dnia zjawia się w domu, bo na przesyłkę czeka się miesiąc lub dwa. Tu jeszcze w latach 90-tych najbardziej niezawodnym środkiem transportu był osioł. Oficjalnie są to Brytyjskie Terytoria Zamorskie, a mentalnie i kulturowo jest to brytyjska kolonia sprzed lat, w której wciąż pije sią herbatę o 5 i co niedziele chodzi do kościoła. Miejmy nadzieje, ze miejsce to nie zmieni się dramatycznie i w związku z planowanym w 2016 otwarciem lotniska. A do tego czasu, gorąco polecamy wszystkim chcącym na chwile uciec od świata. Prawdopodobnie dalej uciec się nie da…